Ćwierćfinały Champions League – zaskoczeń jednak nie było

FC Barcelona, Bayern Monachium, Juventus Turyn i Real Madryt. Oto zwycięzcy ćwierćfinałów Ligi Mistrzów! Osiem drużyn i cztery rewanżowe spotkania – zobacz, kto dzisiaj porwał za sobą świat a kto tylko po cichu dostał się do półfinału.
To jakby oddać mecz walkowerem

Po pierwszym meczu to Barcelona była w niemal komfortowej sytuacji po wygranej  3:1 i to PSG musiało praktycznie modlić się o cud. Niestety, było to widać na boisku.  Katalończycy od początku kontrolowali spotkanie a piłkę rozgrywali czasami, jakby właśnie bawili się na treningu. niczego takiego nie można powiedzieć o drużynie z Francji. Piłkarze PSG byli ospali i zrezygnowani a to jeszcze bardziej napędzało grę przeciwników.  Może dlatego na pierwszą bramkę nie trzeba było długo czekać: w 14. minucie Andres Iniesta z dziecinną łatwością ominął kilku rywali, zagrał do Neymara, który ograł dwóch obrońców i zakończył akcję precyzyjnym strzałem w światło bramki. Jedno trafienie potwierdziło doskonała dyspozycję Barcelony, jednak to nie koniec tego, co przygotowali oni dla swoich kibiców. W 34. minucie Daniel Alves doskonałym dośrodkowaniem ze skrzydła boiska przyczynił się do zdobycia drugiego trafienia dla Hiszpanów. Kolejny raz w odpowiednim miejscu i czasie znalazł się Neymar, który i tym razem nie spudłował. Po tym strzale już właściwie nic się nie zmieniło a z pewnością nie była to postawa gości. Bierność PSG pokazują niemal wszystkie statystyki, a chociażby pierwszy celny strzał oddany dopiero w 73. minucie spotkania, niech będzie tylko potwierdzeniem tych słów. 

FC Barcelona – Paris Saint-Germain 2:0 (2:0)

FC Barcelona: Andre ter Stegen – Alves, Pique, Mascherano, Alba – Rakitic, Busquets (55-Roberto), Iniesta (46-Xavi) – Messi, Suarez (75-Pedro Rodriguez), Neymar.

PSG: Sirigu – van der Wiel, Marquinhos, Luiz, Maxwell – Verratti, Cabaye (66-Lucas Moura), Matuidi (80-Rabiot) – Cavani (80-Lavezzi), Ibrahimovic, Pastore.

Groźny niedźwiedź przebudził się po drzemce

W Portugalii, Bayern Monachium chyba nieco przysnął, zapominając, że grają o półfinał LM. Tydzień temu honorowi reprezentanci Niemiec przegrali z FC Porto 3:1. Bawarczycy musieli zatem udźwignąć teraz presję ze strony mediów i kibiców. Okazuje się, że poradzili sobie z tym nie najgorzej i chociaż pierwszą sytuację zmarnował Robert Lewandowski (strzał w słupek), skutecznym patentem na Porto okazała się być głowa – dosłownie głowa. Pierwszy główką do bramki trafił Thiago Alcantara. Kolejny gol to trafienie Jerome Boateng, który zamienił dośrodkowanie z rzutu rożnego na bramkę. W 27. minucie efektowne i precyzyjne podania na jeden kontakt wykorzystał Robert Lewandowski, który również głową zdobył trzecią bramkę w tym meczu. Na tym koncert Bayernu jednak się nie skończył: w 36. minucie swoją bramkę strzelił Thomas Mueller, który uderzając po ziemi z 25 metrów, rykoszetem pokonał bramkarza Porto. Jeszcze w pierwszej połowie swoją drugą bramkę dorzucił Lewandowski. Przyjął piłkę, nieco zaskoczony tym, że do niego trafiła i bez zastanowienia, dwoma ruchami skierował piłkę do bramki.

W drugiej połowie było już zdecydowanie spokojniej. Na uwagę zasługuje na pewno honorowe trafienie gości z 74. minuty – Jackson Martinez oraz sama końcówka spotkania. W 87. minucie drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał Marcano. Dosłownie kilka sekund później Xavi Alonso potwierdził jednak dominację swojego zespołu celnym strzałem z rzutu wolnego.

Bayern Monachium – FC Porto 6:1 (5:0)

Bayern Monachium: Neuer – Rafinha (72-Rode), Boateng, Badstuber, Bernat – Alonso – Lahm, Alcantara (90-Dante) – Mueller, Lewandowski, Goetze (86-Weiser).

FC Porto: Fabiano – Reyes (33-Ricardo), Maicon, Marcano, Indi – Casemiro – Quaresma (46-Neves), Herrera, Torres, Brahimi (67-Evandro) – Martinez.

Mecz, którego nie zapamiętamy na długo

Rewanżowe spotkanie okazało się być podobnym do pierwszego. Kolejny raz wizualnie lepsza była drużyna z Monaco, jednak to Juventus schodził z boiska z podniesioną głową. Mecz, w którym jedna z drużyn stawia głównie na defensywę raczej nie może zachwycać, jednak Włochom trzeba oddać, że robili to w sposób bardzo umiejętny. Postanowili zwyczajnie bronić swojej jednobramkowej zaliczki z pierwszego meczu i robili to bezbłędnie. Francuzi nie mieli pomysłu na rozmontowanie gry przeciwników, nawet wprowadzenie na boisko Dymitara Berbatowa nic nie zmieniło. Piłkarze Juventusu po prostu nie chcieli atakować – a w calym meczu oddali tylko pięć strzałów na bramkę. W 45. minucie niewiele zabrakło Carlosowi Tevezowi, natomiast w końcówce spotkania w słupek trafił Andrea Pirlo. Innych interesujących akcji w tym meczu nie było, stąd i wynik nikogo pewnie już nie dziwi.

AS MONACO – JUVENTUS Turyn 0:0 (0:0)

AS Monaco: Subasic – Fabinho, Raggi, Abdennour, Kurzawa – Moutinho, Toulalan (Berbatov 46′), Kondogbia – Silva, Martial (Germain 76′), Ferreira-Carrasco (Carvalho 87′).

Juventus: Bufon – Barzagli, Bonucci, Chiellini – Lichtsteiner, Marchisio, Pirlo, Vidal (Pereyra 77′), Evra (Padoin 90′) – Morata (Llorente 69′), Tevez.

Nareszcie bramka… choć do powtórki z rozrywki było blisko

Derby Madrytu określone zostały rewanżem za zeszłoroczną Ligę Mistrzów, kiedy to Real pokonał Atletico 4:1 po dogrywce. Tym razem mogło być podobnie, jednak do dodatkowych minut spotkania nie musiało dojść. Od samego początku – mimo problemów kadrowych – lepiej grał Real. „Królewscy” nie dawali rywalom wejść na swoją połowę boiska i już od początku starali się narzucić rywalom swoją grę. W 13. minucie po dośrodkowaniu z prawej strony od Jamesa, niecelnie uderzył Hernandez, a już chwilę później pomylił się Cristiano Ronaldo, który nie trafił do bramki po strzale z dystansu. Niedługo później swoją szansę znowu miał Ronaldo, który postanowił sam zakończyć rzut wolny z odległości niemal 30 metrów. W bramkę trafił, jednak świetna interwencją popisał się Oblak. W sytuacji sam na sam, po doskonałym podaniu kolejny raz na drodze Ronaldo stanął bramkarz Atletico.

W drugiej połowie sytuacja niewiele się zmieniła. Atletico nadal grało bardzo przeciętnie a geniuszem popisywał się tylko ich bramkarz. Bronił strzały z dystansu, wolne i sytuacje sam na sam. To mogło być „nieco” drażniące dla „Królewskich”. Piłkarze Atletico widzieli, że ich gra wygląda źle, ale nie bardzo mogli coś zmienić, dlatego chwytali się każdej możliwości, aby zaszkodzić przeciwnikom a nawet wpłynąć na sędziego. Skończyło się to zupełnie odwrotnie niż było to planowane. W 76. minucie drugą żółtą kartkę, a w efekcie czerwoną kartkę zobaczył Arda Turan, który po raz pierwszy ukarany został jeszcze w pierwszej połowie. Real od tego momentu miał mieć już łatwiejszą drogę, jednak nawet gra w przewadze, nie pozwoliła im pokonać Oblaka. Aż do 88. minuty. Wtedy właśnie po dwójkowej akcji Jamesa i Ronaldo, Królewscy całkowicie zmylili obronę Atletico i ich bramkarza. Ronaldo odegrał piłkę do Hernandeza w momencie, gdy ten miał przed sobą już tylko pustą bramkę. Tak, tak – to musiało zakończyć się bramką!

Do końca spotkania nic się już nie zmieniło – cud się nie zdarzył – Atletico przegrało pierwszy raz od dziesięciu spotkań i to Real zagra w półfinale Ligi Mistrzów.

Real Madryt – Atletico Madryt 1:0 (0:0)

Real: Casillas – Ramos, Pepe,  Varane, Coentrao (90+1. Arbeloa) – Carvajal, Kroos, Isco (90+3. Asier Illarramendi) – Rodriguez, Hernandez (90+2. Jese), Ronaldo.

Atletico: Oblak – Juanfran, Miranda, Godin, Gamez – Turan, Tiago (86. Gimenez), Koke, Saul Niguez (46. Gabi) – Griezmann (65. Garcia), Mandzukic.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze