„Czym jest okradzenie banku wobec założenia banku”. Ten aforyzm Bertolda Brechta mógłby posłużyć za motto filmu „Aż do piekła”– historii dwóch braci, którzy rzucają wyzwanie pewnej bankowej korporacji: organizują serie napadów na jej odziały, by pieniędzmi banku pokonać go w jego własnej grze i zabezpieczyć przyszłość swojej rodzinie.
Za scenariusz filmu „Aż do piekła” odpowiada Taylor Sheridan (współtwórca „Sicario”), ścieżkę dźwiękową skomponowali Nick Cave i Warren Ellis. W rolach głównych pojawili się Jeff Bridges, Chris Pine i Ben Foster. Czyżby film skazany na sukces?
Wszystko to rozgrywa się współcześnie na pograniczu Teksasu i Nowego Meksyku. Na niegościnnej ziemi ciągnącej się po horyzont, wśród półpustynnego, rzadko zaludnionego krajobrazu poprzecinanego liniami kolejowymi. Transportuje się nimi głównie ropę – jedyne bogactwo pogrążonej w kryzysie, zabudowanej przez nędzne domki okolicy. Monotonię krajobrazu rozpraszają tylko wszechobecne billboardy z reklamami chwilówek, kredytów udzielanych notorycznym dłużnikom, ofert restrukturyzacji zadłużenia. Niemal każdy, kto pojawia się na ekranie, wydaje się mieć na szyi pętle długu, rat kredytu hipotecznego i innych nawarstwiających się rachunków.
Film „Aż do piekła” ma wiele elementów świetnego kina. Połączenie społecznego nerwu i wyczucia filmowego gatunku. Świetne zdjęcia Gilesa Nuttgensa w panoramicznych, szerokich kadrach, jednym ujęciem potrafiące powiedzieć o świecie przedstawionym więcej niż licząca kwadrans scena dialogowa. Klimatyczną muzykę Nicka Cave’a. Niezły casting i świetną, wykraczającą poza dotychczasowe emploi tego aktora kreację Chrisa Pine’a w roli Toby’ego.